niedziela, 1 czerwca 2014

2. Moja historia.

Dzisiaj:
8:00 - banan - 95 kcal, cappuccino - 27 kcal
9:30 - sałatka gyros - 150 kcal
13:00 - sałatka gyros - 150 kcal, 3 małe ziemniaki - 150 kcal, kurczak - 200 kcal
16:00 - cappuccino - 27 kcal, kromka chleba - 64 kcal, 2 plastry wędliny - 20 kcal, plaster sera - 49 kcal, garść chipsów - 80 kcal, pasek czekolady - 97 kcal
Razem: 1059 kcal
Ćwiczenia: 5 x 6 min Ewy Chodakowskiej

To był dzień pełen pokus. Rocznica przyjęcia mojej siostry i dzień dziecka, a więc mnóstwo zakazanych owoców. Mnóstwo ciast, czekolad, czekoladek i jedzenia wszelkiego rodzaju. A więc sądzę, że dobrze mi poszło, chociaż łatwo można zauważyć, że pod koniec byłam już bardzo bliska napadu. Gdyby nie myśl o blogu to na pewno nie skończyłoby się na trochę ponad 1000 kcal, ale trochę ponad 5000 kcal :)

Nie żałuję tej czekolady, miałam na nią wielką, ogromną ochotę i jeśli dzisiaj nie zjadłabym jednego paska, jutro zjadłabym całą tabliczkę. Postanowiłam pozwalać sobie na małe przyjemności, ale zdecydowanie nie codziennie, tylko gdy naprawdę będę miała ochotę i w małych ilościach.

Jutro kolejny dzień wyzwanie, bo po pracy jadę do chłopaka na obiad i niestety będzie pizza. Ale postaram się jeść malutko. On wie, że odchudzam się, chociaż nie wie jak takie odchudzanie wyglądało wcześniej w moim życiu i nie zdaje sobie sprawy ze skali tego aspektu mojego życia. I tu przechodzimy do części posta, w której chciałabym opowiedzieć Wam moją historię. Chociaż zrozumiem, jeżeli kogoś to nie interesuje i zakończy czytanie w tym miejscu :)

Gdy byłam mała byłam przeciętnym, a nawet szczupłym dzieckiem. Tak było do czasu, gdy poszłam do zerówki i przeprowadziliśmy się z rodzicami do innej miejscowości. Nikogo tu nie znałam, nie miałam kolegów i koleżanek z podwórka, a więc całymi dniami siedziałam w domu i jadłam, co szybko odbiło się na mojej wadze. Pamiętam, że już w drugiej-trzeciej klasie podstawówki, czułam się inna, wstydziłam się zakładać krótkie spodenki i chciałam się odchudzać. I tak mniej więcej minęły mi te lata.

Koszmar zaczął się, gdy poszłam do gimnazjum. Chociaż moja klasa nie zmieniła się poza tym, że doszło do niej kilka nowych osób to jak dla mnie zmieniło się wszystko! To był czas pierwszych miłości, które nie mogły dojść do skutku, bo kto by chciał być z taką grubą dziewczyną i dziewczyn, które były piękne, szczupłe i generalnie rządziły. Czułam się odepchnięta, brzydka, niechciana i zajadałam smutek batonikami. Myślę, że to był najczarniejszy okres w moim życiu.

Zaczynając liceum ważyłam najwięcej w moim życiu, prawie 70 kg. Nowe miejsce, nowi ludzie, jakoś mnie to zmotywowało i zaczynając trzeci tydzień szkoły zaczęłam też dietę i ćwiczenia. W tamtym czasie urodził się też mój najmłodszy brat i czułam się niezauważana przez rodziców, a bardzo potrzebowałam ich wsparcia w tej zupełnie nowej dla mnie sytuacji. Jadłam bardzo bardzo malutko i szybko schudłam do jakichś 53 kg. Byłam bardzo szczęśliwa! Mogłam kupować ubrania, o których zawsze marzyłam, ludzie zaczęli mnie chwalić, otaczało mnie mnóstwo życzliwych osób. Żyłam jak w bajce. A jednocześnie byłam bardzo nieszczęśliwa. Czułam, że moim jedynym celem w życiu jest chudnięcie i że jestem całkiem sama. Pamiętam mnóstwo wieczorów, w których przeszywała mnie tylko ogromna samotność i walczyłam z sobą, aby nie wymiotować. Myślę, że byłam o krok od anoreksji i bulimii i nikomu ich nie życzę! To straszne, wyniszczające choroby, które niszczą wszystko wokół siebie.

Od tamtego czasu na zmianę trochę tyję i trochę chudnę, ale jeszcze chyba tylko raz doszłam do tamtej niskiej wagi. Czułam się wtedy wspaniale, tak lekko! Chociaż nawet wtedy nie byłam do końca zadowolona i chciałam schudnąć tu i ówdzie.

Teraz mam 20 lat, właściwie za niecałe 2 miesiące skończę 21, pracuję, studiuję zaocznie i bardzo marzę, żeby ważyć 52 kg i utrzymać ten wynik.

Mam nadzieję, że ktokolwiek wytrwał i przeszedł przez moje wypociny :) Mam też nadzieję, że weekend minął Wam wspaniale i naładowałyście baterie na kolejny tydzień walki o marzenia!
Trzymajcie się kruszynki!




2 komentarze:

  1. Masz silną wolę, ja na tego typu imprezach nie umiem się powstrzymać i jem bardzo dużo. Na szczęście nie czeka mnie żadna większa uroczystość w najbliższej przyszłości, więc mój wilczy apetyt nie będzie wystawiany na próbę.
    Ciekawa historia, masz rację, anoreksja i bulimia to straszne choroby. Trzymam kciuki za osiągnięcie celu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wierzę, że ten wynik uda ci się utrzymać. Mam nadzieję, że też nie wrócisz do tych problemów :)
    Jesteś silna. Zatrzymać napad - godne podziwu.

    OdpowiedzUsuń